Kim jestem

O tym kim jestem, tak jak to kim nie jestem, w moim życiu nie decydował mój ojciec, ani nie decydowałam ja sama, tę decyzję podjęła za mnie… dysleksja.

Nie wierzycie?

Dla kogoś obarczonego dyskalkulią pewne zawody pozostają poza granicami możliwości. Farmaceuta. Architekt… lista jest długa

Dysleksja to bezsprzecznie piętno edukacyjne ale i wielkie obdarowanie talentami wszelkimi. Rzeźbię, rysuję, projektuję, szyję, tkam, tworzę wszystko ze wszystkiego. Piórem operuję tak samo swobodnie jak wiertarką. Za to nie śpiewam i nie tańczę bo brak poczucia rytmu łączy się z dyskalkulią.

Ja nie muszę uczyć się objawów dysleksji … ja ją mam.

Zostałam poproszona o nauczenie dzieci w klasie tabliczki mnożenia po tym, jak w ciągu trzech dni syn opanował mnożenie do 100. Ale to była nie moja zasługa. To odpowiednie połączenie dwóch metod: Ćwiczeń Dennisona i mnemotechnik. I tak będąc grafikiem komputerowym zmieniłam profesję i dziś pomagam dzieciom, takim jak ja byłam kiedyś, pokonać dysleksję/dyskalkulię. A właściwie to nie zmieniłam profesji, tylko ją rozszerzyłam o edukację, bo całą pasję tworzenia przelewam w opracowywanie nowych pomocy edukacyjnych.

A było to tak …

Żadne próby nauczenia mojego dziecka tabliczki mnożenia nie dawały rezultatu.
Nie pomagały ani prośby, ani groźby. Dzieciak nie był w stanie powtórzyć za ojcem ciągu liczb: 3,5,15. Pamiętał pierwszą lub ostatnią cyfrę.
POWTÓRZYĆ!
A co dopiero powiedzieć z pamięci!
Strach przed mnożeniem, przed byciem najgorszym tumanem w klasie zaczął odkładać się w ciele. Bóle głowy, bóle brzucha, wymioty i biegunki stały się codziennością przed pójściem do szkoły.
W głowie miałam tylko jedno pytanie: jak inteligentne dziecko, które wierszyka uczy się w 10 min nie potrafi przyswoić tabliczki?
Zostałam wezwana do szkoły.
– Proszę nauczyć dziecko mnożenia.
– A zna pani jakieś metody, bo to co robimy to nic nie daje?
– Metody? A jakie tu są potrzebne metody? Trzeba powtarzać z dzieckiem, odpytywać, trzeba mu czas poświęcić! 
Czułam się strasznie. Jak miałam wytłumaczyć nauczycielce, że ja poświęcam mu wiele czasu ale nic nie działa. Dziecko chowa się do szafy na widok książki do matematyki, że wpada w histerię…
***
Padłam na kolana i we łzach wołałam
– Boże, który stworzyłeś ludzki mózg, TY wiesz co tam jest nie tak.  TY znasz metodę żeby mój synek nauczył się mnożenia. Ulituj się nad nami, bo tym co robię to tylko wpędzam go w chorobę!
Odpowiedź przyszła przez moją koleżankę. Dostałam kserowane materiały z moskiewskiego instytutu nowoczesnego kształcenia. Tabliczka mnożenia zaklęta w opowiadaniach o zwierzątkach.
Pokazałam to mężowi i bratu. Wyśmiali je tak, że brat spadł z krzesła.
Ale ja byłam zdecydowana na wszystko.
Sama jestem dyslektykiem. Przeszłam przez koszmar szkoły. Wiem jak czuje się dziecko, które z całych sił próbuje się czegoś nauczyć i nic mu z tego nie wychodzi.
Metodę mnożenia pod postacią bajki, zrozumiałam od razu. Wbrew kpinom brata postanowiłam spróbować.
Nie miałam nic  do  stracenia.

– Synuś przeczytać ci bajeczkę?
Po 15 minutach znał już zasadę metody, po następnych 30 znał już mnożenie przez sześć.
A w ciągu trzech kolejnych dni poznał całą tabliczkę! ( I ja też, po raz pierwszy w życiu byłam pewna, że 7×8 jest 56!) 
Zadziałało! 

Znowu zostałam wezwana do szkoły.
– Jak się to pani udało? – zapytała nauczycielka – pani synek mnoży najszybciej w klasie!
Najpierw codziennie, potem raz na tydzień czytaliśmy przed snem bajeczki.
Dzieciak z radością biegł do szkoły. Przynosił piątki i szóstki. Polubił matematykę. Po miesiącu odstawił bajeczki.
Pewnego dnia poprosił:
– Mamo czy możesz nauczyć mnożenia moich kolegów?
Nie mogłam odmówić takiej prośbie. Wymyśliłam swoje bajeczki i swoje zwierzątka, żeby uatrakcyjnić zajęcia zaczęłam tworzyć własne pomoce. Zauważyłam, że inne dzieci NIE przyswajają bajeczek tak szybko, jak mój syn. Zrozumiałam, że tajemnica błyskawicznego opanowania mnemotechnik tkwiła tym, że syn wcześniej przez trzy lata ćwiczył Gimnastykę Mózgu (ćwiczenia usprawniające pamięć) i tak włączyłam do zajęć Kinezjologię Edukacyjną.

Pewnego razu trafił do mojej pracowni chłopiec, który błędnie pisał cyfry. 4 w lustrzanym odbiciu, mylił 7 z 1 i 6 z 9. Intuicyjnie czułam, że dopóki nie opanuje cyfry, to nie ma mowy o mnożeniu. Zaczęliśmy więc od nauki cyfr.(Ależ, co pani mówi! Moje dziecko świetnie zna cyfry… no może czasami coś tam myli…)
Ale skoro tradycyjnymi metodami przez cztery lata się ich nie nauczył, to musiałam wymyślić  coś nowego…
Musiałam odwołać się do swoich własnych odczuć, jak ja, jako dyslektyk postrzegam cyfrę. Wprowadziłam lepienie cyfr według ściśle podanego, mojego wzoru… Dodałam do tego własne zabawy z przestrzennymi cyframi własnej produkcji … i… zadziałało! Koniec z lustrzanymi odbiciami, koniec z 6 zamiast 9 ,koniec z 1 zamiast 7!
I od tego czasu wszystkie dzieci przeprowadzam przez ćwiczenia z cyfrą.

Wykorzystując  doświadczenia genialnej reedukatorki syna, pani Amelii Reifentz- Kuczyk, prowadzącej go w zakresie dysleksji, zastosowałam pewne jej metody. Zamiast liter podstawiłam cyfry. I tak powstała ćwiczeniówka jako owoc około trzyletniej pracy przy komputerze.
Dla wielu dzieci tworzyłam odrębne pomoce. Pozostają one na wyposażeniu pracowni, służąc następnym rocznikom. Z tymi rocznikami to rzecz umowna, bo trafiają do mnie dzieci w najróżniejszym wieku. Byli i rodzice, którzy z dziwnym zainteresowaniem słuchali bajek… Był i młodszy braciszek, co to jeszcze do szkoły nie chodził, ot nie było go z kim zostawić…  W efekcie poszedł do zerówki umiejąc tabliczkę do stu… Ot, samo weszło do głowy, jak to z bajkami bywa.
Potem przyszły szkolenia dla nauczycieli i rodziców. Jak powiedzieć coś o czym w żadnych książkach nie napisano?
No, niezupełnie. Mnemotechniki jako tako w literaturze już są opracowane. Więc  zajęłam się metodami nauki przyjaznymi dla mózgu. 
I tak, po wielu latach i wielu modlitwach powstał program Bajkowa Tabliczka.
Może będzie gotową odpowiedzią, na modlitwę jakiejś zrozpaczonej matki?…